W PRLu elementami wpisującymi się w warszawski krajobraz uliczny były saturatory. Warszawiacy w gorące dni, albo też, gdy suszyło ich po akwawicie, tłumnie korzystali z wszechobecnych wózków z wodą sodową. Mobilne punkty połączone były z najbliższym hydrantem, z którego czerpały „kranówkę”, a dzięki butlom z dwutlenkiem węgla umieszczonym we wnętrzu saturatora, woda wzbogacona była o bąbelki.
Na blacie saturatora stały szklanki wielorazowego użytku. Nikt ich nie mył po kliencie, następowało jedynie szybkie płukanie i ponownie trafiały do obiegu. Ze względu na właśnie taki sposób serwowania wody, nazywana była ona gruźliczanką.
Szklanki często ginęły, więc zaczęto je przypinać łańcuchem. Ze względu na charakterystyczne wyżłobienia najlepsze do tego celu okazały się słoiki po musztardzie, dlatego zdecydowana większość Warszawy piła z popularnych musztardówek.
Klient na życzenie mógł poprosić o sok. Cena samej wody sodowej wynosiła najczęściej 50 groszy, a z sokiem 1 złoty.
Saturatory w pewnym momencie stały na każdym rogu większych ulic w Warszawie, teraz można je obejrzeć już tylko w muzeum.
Źródło fotografii: Narodowe Archiwum Cyfrowe